czwartek, 17 września 2015

[Prologue] Take me to church

Ta historia nie zapowiadała się niezwykle.
Zaczęło się zupełnie zwyczajnie. Ona pracowała w jednej z sieciowych kawiarni, dorabiając sobie na studiach, on wpadł na moment, po kubek kawy na wynos, w mieście, w którym w zasadzie nie bywał. Przez pomyłkę zostawił na ladzie portfel, ona zapamiętała jego twarz, wybiegła za nim, oddała zgubę i uśmiechnęła się lekko.
A kiedy się do niego uśmiechnęła, stracił dla niej głowę.
Zaprosił ją na kawę, do miejsca, w którym pracowała, zgodził się czekać trzy godziny do końca jej zmiany i uśmiechał się szeroko, swoim najszerszym uśmiechem, kiedy tylko na niego patrzyła.
Rozmawiali przez następne dwie i pół godziny, śmiejąc się, żartując, ignorując świat wokół. A kiedy wreszcie wyszli, bez słowa złapała go za dłoń i pociągnęła w sobie tylko znanym kierunku, wąskimi uliczkami Starego Miasta, w dół po schodach i znowu pomiędzy kamienicami. A on poszedł za nią, bez wahania, zaciskając palce na drobnej dłoni dziewczyny, której imię poznał dopiero kilka godzin temu.
Zatrzymała się nagle, odgarnęła ciemne, kręcone włosy z twarzy i rzuciła mu wyzywające spojrzenie intensywnie niebieskich oczu.
- Kaja, co się dzieje? - spytał niepewnie, puszczając jej dłoń. Uśmiechnęła się lekko, unosząc brwi.
- Chyba cię lubię, Drzyzga - mruknęła w odpowiedzi. Wpatrywała się uparcie w jego oczy, rozszerzone źrenice, bliznę biegnącą przez policzek i rozchylone ze zdziwienia wargi.
Niepewnie, z wahaniem, zbliżył się do niej o krok, pochylając lekko. Niewysoka, szczupła brunetka z magnetyzującymi oczami wbiła w niego swój wzrok, uśmiechając się łobuzersko. Wyciągnął dłoń, by pogłaskać ją po policzku, dotknąć ciepłej, miękkiej skóry.
Uciekła przed pocałunkiem, wymknęła się z jego objęć, zanim zdążył ją w nich zamknąć. Zaśmiała się cicho.
- Do zobaczenia - mruknęła, śmiejąc się. Pobiegła przed siebie, podeszwami adidasów wystukując równy rytm na brukowanej uliczce, zostawiając całkowicie skołowanego Drzyzgę w kompletnie nieznanym mu miejscu.
Po pięciu minutach zauważył, że w portfelu zostawiła mu karteczkę ze swoim numerem telefonu.

Zaczęło się zwyczajnie, ale ona nigdy nie była zwyczajna. I nic, co związane z nią, zwyczajne być po prostu nie mogło.
Mogło za to być pełne niespodzianek, intensywne, piękne. I niezwykle krótkie. Zbyt krótkie, ale może przez to tym bardziej warte zapamiętania.

Zadzwonił do niej wieczorem, tego samego dnia. Odebrała niemal natychmiast, jakby czekała na jego telefon. Rozmawiali długo, umówili się na następny dzień, na spotkanie na Starym Mieście, w jej rodzinnej Warszawie, której on praktycznie nie znał. Spotkali się przy kawiarni, w której pracuje. Znowu bez słowa złapała go za rękę i zaprowadziła w cichy, ciasny zakątek pomiędzy kamienicami. Usiadła na krawężniku, wyciągając nogi przed siebie i wyjęła z kieszeni paczkę papierosów.
- Nie częstuję cię, bo sportowcy raczej nie powinni palić - mruknęła, szukając w torebce zapalniczki. Usiadł obok niej, bez słowa wyjął jej papierosy z dłoni i schował do kieszeni bluzy.
- Ty też nie - skwitował. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, Kaja wpatrywała się w niego z irytacją.
Nagle, niespodziewanie nawet dla samego siebie, wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej piegowatego policzka. Uśmiechnęła się, bez słowa oparła głowę o jego ramię.
- Wredny jesteś - stwierdziła. Zaśmiał się.
- A ty niska - odparł. Podniosła głowę, spojrzała na niego uważnie, niebieskie tęczówki błyszczały spod długich rzęs.
- Jestem popaprańcem, Fabian - mruknęła. - Nie chcesz angażować się w znajomość z kimś takim.
Zagryzła wargi, spuszczając wzrok, wpatrując się w swoje splecione, szczupłe dłonie.
- Nie znasz mnie, nie wiesz, jaki ja jestem - odparł. Delikatnie, niepewnie chwycił jej nadgarstek, splótł palce ze swoimi. - I ja tak naprawdę nie znam ciebie. Ale chcę cię poznać, bo jesteś niezwykła, Kaja. I nic, co związane z tobą, zwykłe być nie może. Pozwól mi siebie poznać - poprosił.
Zawahała się, ale nie zabrała dłoni. A potem powoli, bardzo powoli, uśmiech zaczął rozjaśniać jej twarz.
- Nie wiesz, w co się pakujesz - mruknęła. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ale jestem już dużym chłopcem i mogę decydować za siebie - odparł. Delikatnie złapał ją wolną ręką za podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy. - I wiesz co? Mam tak, że jak coś postanowię, to staram się to osiągnąć, za wszelką cenę. Myślisz, że przekonasz mnie, że powinienem odpuścić? Sama zostawiłaś mi swój numer w portfelu. Sprowokowałaś mnie wczoraj. Nie wiem, w co grasz, Kaja, ale chcę to odkryć. Chcę cię poznać.
Zamknęła oczy, po jej wargach błąkał się zagadkowy uśmiech. Niezwykła, tajemnicza, zaintrygowała go od pierwszego spojrzenia. Chciał więcej, naprawdę chciał ją poznać, zobaczyć, jak wygląda po przebudzeniu, usłyszeć jej szczery, radosny śmiech, poczuć zapach perfum, których używa.
Pochylił się, delikatnie pocałował kącik jej zagadkowego uśmiechu. Otworzyła oczy, ale tym razem nie uciekła. Wpatrywała się w niego, uparcie, intensywnie, tak bliska, silna i jednocześnie delikatna, pełna sprzeczności, niezwykła.

Zaczęło się zwyczajnie, jak w książce albo w komedii romantycznej. Ale to, co związane było z Kają i Fabianem, zwyczajne być po prostu nie mogło.
Mogło być szaleńcze, pełne kłótni i pojednań, pełne zwyczajnej niezwykłości i niezwykłej zwyczajności, mogło być godne podziwu i zazdrości.
Mogło być krótkie, zbyt krótkie, ale zapadające w pamięć, odciskające trwałe piętno na życiu drugiej osoby, mogło być krótkie, ale ważne, może nawet najważniejsze.

Bo nic, co związane z Kają i Fabianem proste być zwyczajnie nie mogło.

~*~
Tego, wracam.
Z historią, której pisanie zaczęłam od epilogu.
Może chociaż to dokończę.
Kam, to Twoja wina, pamiętaj!

3 komentarze:

  1. Oj tam, jaka wina. Ja tam jestem zaszczycona, że mogłam prapremierowa to przeczytać i cieszę się, że teraz inni mogą poznać to cudo.
    To dobry powrót, wiesz? Cholernie dobry i cholernie cieszący. A zapowiedź, że nic, co związane z Kają i Fabkiem nie może być zwyczajne tylko dodaje wszystkiemu niezwykłości i sprawia, że jeszcze mocniej nie można się doczekać następnej części. A kto Cię kiedykolwiek czytał, ten wie, że jest na co czekać.
    Także, trzymam kciuki za Kaję i Fabka, mam nadzieję, że on pozna ją, a ona zostanie przy nim. Bo bo kurde, widać, że do siebie pasują, nie? A jak coś do siebie pasuje to nie powinno się tego niszczyć, o.
    Dziękuję za uwagę, dziękuję za opublikowanie, idę spać z poczuciem zrobienia dobrego uczynku dla ludzkości. Pisz dalej, a ja dobranocuję. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie napisany prolog! Nie mogę się doczekać 1 rozdziału :-*
    Życzę weny i pozdrawiam:-*
    PS. Przy okazji zapraszam do siebie
    http://siatkowkatojesttocos.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem zaintrygowana tym prologiem! Fabian wydaje się uparty, a Kaja... Jeszcze nie wiem co, ale z nią jest coś nei tak. Albo ma jakąś swoją tajemnicę, albo zły charakter, albo na coś choruje. Trochę się tego boję, bo mam wrażenie, że Drzyzga będzie przez to cierpieć, ale jednocześnie chcę ich razem.
    Jeśli masz ochotę, zapraszam na mojego nowego bloga, http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń