niedziela, 27 września 2015

[I] I'll worship like a dog

- Nikt nie może złamać mi serca - mruknęła.
Wpatrywał się w nią z rosnącą irytacją, zastanawiając się, jakim cudem wytrzymał ostatnie pół roku, codziennie z nią, rozmawiając, kłócąc się, będąc razem. Za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że pokonał wszystkie bariery, którymi się otaczała, Kaja znowu się od niego odgradzała.
- Dlaczego znowu to robisz? - spytał cicho. Spuściła wzrok, wzruszyła ramionami. Po raz kolejny go odpychała, po raz kolejny z tego samego, głupiego powodu.
Od sześciu miesięcy mieszkali razem, znali się od ośmiu. Dla niego wyprowadziła się z rodzinnej Warszawy, zostawiając wszystko za sobą, przeniosła się na studia do Rzeszowa, poświęciła dla niego niemalże całe dotychczasowe życie, a mimo to co jakiś czas uciekała, wychodziła z ich wspólnego mieszkania, trzaskając drzwiami, a nad ranem wracała, z rozmazanym od łez tuszem i obietnicą, że więcej tego nie zrobi, obietnicą, w którą żadne z nich nie wierzyło.
- Fabian... - zaczęła szeptem, niepewnie, uciekając wzrokiem od jego intensywnego spojrzenia. - Ostrzegałam cię, pamiętasz? Mówiłam, że jestem popaprańcem, że nie powinieneś się w to angażować. A ja nie powinnam ci na to pozwolić. Wiesz dlaczego? Dlaczego uciekam? Bo nie zasługuję na kogoś takiego, jak ty. I nie chcę cię ranić. Bo jesteś idealnym facetem, Fabian, a ja jestem przeciwieństwem ideału. Bo nikt nigdy nie nauczył mnie, czym tak naprawdę jest miłość, związek, całkowite oddanie drugiej osobie. Bo powinieneś być z kimś, kto będzie umiał dać ci to wszystko, na co zasługujesz, bo jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałam w swoim życiu.
Zamilkła. Cały czas uparcie wpatrywała się w swoje dłonie. Podszedł do niej, usiadł obok, delikatnie dotknął splecionych palców.
- A ja ci powiedziałem, że chcę cię poznać, że nie odpuszczę. Pamiętasz jeszcze tamtą rozmowę? - spytał cicho. Uśmiechnęła się lekko. Jasne, że pamiętała. Wtedy po raz pierwszy ją pocałował, delikatnie, w sam kącik ust, ale już wiedziała, że to będzie niezwykłe, znajomość, może coś więcej, wiedziała, że sam Fabian jest niezwykły, czuła to pod skórą, tajemniczym szóstym zmysłem.
A mimo to wciąż uciekała, bojąc się, że go zrani, bo przecież nie potrafiła kochać.
- Kocham cię, Kaja - powiedział, głośno, zaciskając dłonie na jej przegubach. - Kocham cię. Przeprowadziłaś się do mnie, dla mnie rzuciłaś wszystko. I dla mnie nie jesteś przeciwieństwem ideału. Jesteś po prostu ideałem.
Od pół roku jej to powtarzał, bez końca, niemalże codziennie, a ona nadal w to nie wierzyła. I nadal nie odpowiedziała na jego wyznanie.
- Fabian... przepraszam - wyszeptała. Wielokrotnie już go przepraszała, nie miał wątpliwości, że szczerze. Ale wiedział też, że to, co przez lata narastało w jej umyśle, było zbyt silne, by zniknęło po jednym jego słowie. Brak miłości w domu, kłótnie rodziców, o których opowiadała mu ze łzami w oczach, presja rodziny i wściekłość, kiedy zawiodła ich oczekiwania, to wszystko ją zniszczyło, utwierdziło w fałszywym przekonaniu, że nie potrafiła kochać.
Przysięgał sobie, że zmieni to przekonanie, że pokaże jej, jak bardzo jest dla niego doskonała, ale ona nadal mu nie wierzyła, nadal uparcie zamykała się w sobie i uciekała, raniąc siebie, nie chcąc ranić jego swoimi błędami.
- Przestań mnie przepraszać - mruknął. Podniosła wzrok, spojrzała na niego, przyglądając się uważnie jego twarzy. Zielone oczy, blizna przecinająca policzek, kilkudniowy zarost, którego tak nie cierpiała.
- Kocham cię - wyszeptała. Czuł, że drżą jej ręce. Nie odpowiedział od razu, wpatrywał się w nią, w jej niebieskie tęczówki i rozszerzone źrenice, w piegi na nosie i bladą skórę, wpatrywał się w jej strach, ból i siłę, z jaką pokonywała wszystkie przeszkody. Wpatrywał się w nią z zachwytem, ze szczęściem, bo wreszcie powiedziała to, co tak naprawdę wiedział od dawna, ale czego nigdy wcześniej z jej ust nie usłyszał.
Pochylił się, pocałował ją delikatnie, cały czas ściskając jej drżące dłonie.
- Ja ciebie też, Kaja. Ja ciebie też kocham.

Z cichym stuknięciem postawił kubek gorącej, czarnej kawy na stoliku nocnym przy łóżku, które jeszcze pół roku temu wydawało mu się stanowczo zbyt duże. Kaja spała, przytulając poduszkę do nagiej klatki piersiowej, z kołdrą przerzuconą przez plecy. Ich kłótnie zawsze wyglądały podobnie. Zaczynało się od błahostki, potem Kaja odgradzała się od niego, przekonana, że go rani, uciekała, trzaskała drzwiami, wracała wieczorem albo nad ranem, przepraszała go, on jej tłumaczył, że ją kocha, a potem lądowali w łóżku. Schematycznie, przewidywalnie, można by rzec zwyczajnie. Ale ona przecież nie była zwyczajna.
Obudziła się, mechanicznie odgarnęła czarne włosy z twarzy i uśmiechnęła do niego, szczerze, promiennie, najpiękniej. Odpowiedział uśmiechem, zbliżając się do łóżka i siadając na jego skraju. Przekręciła się na plecy, wpatrując się w niego z radością.
- Cześć, Kaja - mruknął, przyglądając jej się z zachwytem. Wskazał głową stojącą na stoliku kawę. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Czarna. Mocna. Słodzona - wyjaśnił. Podniosła kubek i upiła łyk kawy.
- Widzisz, jesteś idealny - mruknęła. Przewrócił oczami, przysuwając się do niej.
- Nie zaczynaj, Kaja.
- Nie zaczynam - odparła. - Po prostu mówię. Jesteś idealny, Fabian. Przynosisz mi kawę do łóżka, znosisz wszystkie moje wybuchy, tolerujesz mnie we własnym mieszkaniu... Nie mam pojęcia, czym na ciebie zasłużyłam.
Nie odpowiedział, położył się obok niej, delikatnie pogładził kciukiem piegowatą skórę odsłoniętego ramienia.
- Nie doceniasz się, Kaja - wyszeptał. Taką lubił ją najbardziej, naturalną, bez makijażu, który według niego był właściwie zbędny, jeszcze nie do końca rozbudzoną, w jego łóżku, wpatrzoną w niego tymi swoimi niesamowitymi, niebieskimi oczami.
- Albo ty mnie przeceniasz - prychnęła, ale nie odsunęła się od niego, nie uciekła, obserwowała go uważnie, śledząc ruch oczu, wpatrując się w wargi, kilkudniowy zarost, bliznę na policzku. - Wszystko jest ze mną nie tak, Fabian. Nic nie jest normalne, bo ja nie jestem normalna. Ale wiesz co? Przy tobie przestaje mi to przeszkadzać. Jeśli... jeśli tobie nie przeszkadza ta nienormalność, to... to mi tym bardziej. I nadal uważam, że zrobiłeś wielki błąd, angażując się w znajomość ze mną, i nadal uważam, że powinnam cię powstrzymać, że przede wszystkim powinnam była powstrzymać siebie, ale... dobrze mi z tobą, Fabian. Cholernie mi z tobą dobrze.
Uśmiechnął się, wyjął jej z dłoni kubek z kawą i uważnie odstawił go na stoliku. Pocałował delikatnie piegowaty nos.
- Kocham cię, Kaja - powiedział stanowczo. - Kocham cię, nic tego  nie zmieni, ani twoja, jak to nazwałaś, nienormalność, ani twoje ciągłe ostrzeżenia i ucieczki. Nic mnie nie przekona, Kaja, ty mnie nie przekonasz, że na mnie nie zasługujesz, bo to nieprawda, i doskonale o tym wiesz. I jeśli kiedyś uciekniesz i nie wrócisz, obiecuję, znajdę cię, zamknę w domu i nigdy więcej nie wypuszczę, bo nie zamierzam cię tracić. Zamierzam z tobą być, ożenić się z tobą, mieć pięcioro dzieci, zestarzeć się przy tobie, codziennie robić ci kawę i przynosić ją do łóżka, wyrzucać ci papierosy i wściekać się o nie, bo ty mimo wszystko będziesz je kupować, zamierzam cię kochać, zamierzam kochać się z tobą, zamierzam zwiedzić z tobą świat i pokazać ci to wszystko, co kocham, czego ty nie widziałaś. I zamierzam zrobić wszystko, żebyś była szczęśliwa. A wiesz dlaczego? Bo od ponad pół roku kocham cię jak wariat, Kaja. Kocham cię.
Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Obserwował ją uważnie, czekając na jakąkolwiek reakcję, nie przerywając ciszy. Powoli, bardzo powoli, jej twarz zaczął rozjaśniać uśmiech. Spojrzała na niego, jakby niepewnie, nie wierząc w to, co jej powiedział, ale bardzo chcąc w to wierzyć.
- Ja ciebie też kocham, Fabian.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, wymknęła się z jego objęć, złapała kołdrę i owinęła się nią, stojąc przy łóżku, z łobuzerskim uśmiechem wpatrując się w Drzyzgę.
- Co ty kombinujesz? - zapytał. Nie odpowiedziała, roześmiała się tylko. Pochyliła się, jedną ręką podtrzymując kołdrę, drugą chwyciła poduszkę. Uniósł lekko brwi, domyślając się, co planuje.
Uprzedził ją, zeskoczył z łóżka i złapał za nadgarstek ręki, w której trzymała poduszkę. Zaskoczyło ją to, rozchyliła lekko wargi ze zdziwienia. Pocałował ją, delikatnie, wciąż ściskając jej nadgarstek, drapiąc zarostem po twarzy. Puściła poduszkę, wyswobodziła rękę, wplotła palce w jego przydługie włosy, przyciskając się do niego całym ciałem. Jej skóra pachniała kokosowym żelem pod prysznic, a jej zapach oszołomił go, sprawił, że stracił głowę, że zapomniał o całym świecie, istniała tylko ona, jej wargi, niebieskie oczy i rozszerzone źrenice, rozgrzane ciało, oddech, oddechy, uśmiech błąkający się na twarzy, ona, Kaja, najważniejsza, motto jego życia.

Dzwonek do drzwi wyrwał ich z drzemki. Fabian zmarszczył brwi, włosy wtulonej w niego Kai połaskotały go w nos. Podniósł głowę, rozglądając się nieprzytomnie, poszukując rzuconej gdzieś w kąt bielizny. Kaja otworzyła oczy, śmiejąc się cicho, przyglądając się targającemu bezmyślnie włosy Drzyzdze.
- Weź moje - mruknęła. Dzwonek powtórzył się, głośny, natarczywy, jakby niepokojący. Przestała się śmiać.
Usiadła na łóżku, zakrywając się kołdrą. Obserwowała w milczeniu, jak ubierał w pośpiechu znalezione na podłodze spodnie i wychodził z pokoju. Zamknęła oczy, dziwnie zaniepokojona, pozornie bez powodu.
Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi.
- Nie w porę - zauważył Kubiak, trzymający na rękach swoją córkę, Polę. - Przepraszam, Fabio, podbramkowa sytuacja.
Kaja stanęła w drzwiach do przedpokoju, owinięta kołdrą, z potarganymi włosami i zmartwioną miną.
- Co się stało? - zapytała.
- Matka Moniki wylądowała w szpitalu z podejrzeniem zawału - wyjaśnił krótko Kubiak, mechanicznie gładząc włosy córki. - Musimy jechać, a to kawał drogi stąd, nie chcemy ciągnąć ze sobą Poli, jest za mała na bieganie po szpitalach. Wiem, głupia sytuacja, ale nie mamy z kim jej zostawić, a ona tak lubi Fabiana... - urwał. Drzyzga odruchowo wyciągnął ręce i wziął dziewczynkę od Kubiaka.
- Jasne, nie ma sprawy - mruknął, przytulając córkę przyjaciela. - Ty zaopiekuj się Monią, my z Kają zajmiemy się Polą - obiecał.
Pokiwała głową, uśmiechając się na siłę. Dziewczynka wtuliła się w nagi tors Fabiana, ufnie spoglądając w jego oczy.
Uwielbiał dzieci, a dzieci uwielbiały jego. Byłby świetnym ojcem, przemknęło Kai przez głowę, ale potrząsnęła włosami, odpędzając natrętną, niepotrzebną, komplikującą wszystko myśl.
Kubiak postawił na podłodze przedpokoju torbę z ubrankami, zabawkami i zupkami dla Poli i wyszedł, zbiegając po schodach, przeskakując po trzy stopnie.
Fabian spojrzał niepewnie na Kaję, odruchowo gładząc ciemne włosy dziewczynki.
- Jesteś zła, że się zgodziłem? - spytał cicho. Zawahała się, wpatrzyła w jego bliznę na policzku, zielone oczy i silną dłoń machinalnie gładzącą główkę Poli.
Czy była zła? Na pewno nie na Fabiana. Nie potrafiła się przecież na niego złościć. Za bardzo jej na nim zależało, za bardzo go kochała. Nie, nie była zła na Fabiana. Była zła na siebie.
Już wiedziała, że prędzej czy później znowu zniszczy to, co dopiero razem naprawili. I wiedziała, że tym razem zniszczy to permanentnie.
- Nie, nie jestem zła - odparła w końcu. - Przecież na ciebie nie potrafię być zła.
Podeszła do niego, pogłaskała córkę Kubiaka po głowie i pocałowała Fabiana w policzek, uśmiechając się sztucznie.
- Kaja... coś się dzieje?
Niepewny, wystraszony, spojrzał na nią z uwagą. Odwróciła wzrok, wpatrzyła się w swoje dłonie, zaciśnięte, drżące pięści.
- Ubiorę się i kupię małej jakieś zabawki - powiedziała spokojnie, może zbyt spokojnie. - Powinna coś dostać od wujka.
Zniknęła za drzwiami ich sypialni. Słyszał jej szybkie kroki, dźwięk otwieranych i zamykanych szafek. Pola zaczęła się wiercić, znudzona siedzeniem na jego rękach. Machinalnie postawił ją na podłodze i wyjął z torby zabawkę, cały czas zerkając na drzwi sypialni.
Bał się, bał się tego, co działo się z Kają, co rodziło się w jej głowie. Bał się, że zrobi coś, czego nie będzie w stanie przewidzieć, albo że po raz kolejny zrobi to samo, że znowu ucieknie, znowu go zostawi, jak robiła to wielokrotnie.
Bał się, bo ona cały czas się czegoś bała.
Wyszła z sypialni, już ubrana, z ciemnymi włosami związanymi w niedbałą kitkę na czubku głowy, w za dużej bluzie pożyczonej kiedyś od Fabiana. Wyraźnie unikała jego wzroku.
- Niedługo będę - oznajmiła cicho, patrząc na Polę bawiącą się grzecznie przy nogach Drzyzgi. Minęła go bez słowa, nawet na niego nie spoglądając. Zabrała portfel z torebki i wyszła, nie domykając nawet za sobą drzwi.
Słyszał jej kroki na schodach. Serce ze strachu biło mu zdecydowanie zbyt szybko.

Wróciła po prawie dwóch godzinach, z torbą pełną zabawek i oczami podpuchniętymi od płaczu. Nadal uparcie unikała wzroku Fabiana.
- Kaja, co się dzieje? - zapytał, stając przed nią, zagradzając jej drogę. Zacisnęła wargi, uciekając wzrokiem w bok. Powoli postawiła torbę z zabawkami na szafkę obok.
- Nic się nie dzieje - mruknęła. - Gdzie Pola?
- Bawi się w salonie - odparł odruchowo. - Widzę, że płakałaś, Kaja. Dlaczego? - spytał. Nie odpowiedziała. Wzruszyła lekko ramionami, patrząc mu prosto w oczy, ostro, wyzywająco, z pozorną pewnością siebie.
- Przepuść mnie - zażądała. Nie chciał jej puścić, chciał jej pomóc, dowiedzieć się, co się stało, czy to on coś zrobił, czy znowu zamierza uciec, czy może jej jakoś pomóc.
Nie dała mu szansy.
Posłusznie odsunął się, wpuszczając ją do sypialni. Zamknęła drzwi od środka, bez słowa wyjaśnienia. Chciał do niej iść, wparować do środka, złapać ją za ramiona, potrząsnąć i zapytać, co się do cholery dzieje. Chciał ją przytulić, chciał mówić do niej szeptem i chciał na nią wrzeszczeć, chciał po prostu wiedzieć, dlaczego się tak zachowywała. Chciał przy niej być, dotknąć, rozmawiać, patrzeć na nią.
Ale była Pola, mała, urocza, trochę wystraszona przedłużającym się brakiem rodziców. Pola, którą uwielbiał, którą często się zajmował pod nieobecność Kubiaka i Moniki. Spojrzał na zamknięte drzwi sypialni i zaklął cicho. Podszedł do dziewczynki i ukucnął obok niej, wręczając jej nową, kupioną przez Kaję maskotkę. Mała zaśmiała się głośno, przytulając pluszaka.
Telefon rozdzwonił się w jego kieszeni. Odebrał, mechanicznie rzucił krótkie "tak?" do słuchawki, cały czas zerkając w stronę wciąż zamkniętych drzwi sypialni, w stronę ukrytej tam dziewczyny, która zawładnęła całym jego światem.
- Fabio, dzięki. Jesteśmy już w domu, Monia jest padnięta, ale z jej matką wszystko w porządku - poinformował go Kubiak. - Zaraz przyjadę po Polę. I jeszcze raz, wielkie dzięki.
- Nie ma sprawy - odparł odruchowo Drzyzga. Zmarszczył brwi, wydawało mu się, że słyszy dźwięk otwieranej szafy w sypialni. - Wiesz co? Przywiozę małą do was do domu - obiecał. Rozłączył się szybko, nie czekając na kolejne podziękowania przyjaciela.
Nie rozumiał Kai, nie wiedział, co się dzieje, co ma zrobić, jak do niej dotrzeć.
Musiał odetchnąć, przestać patrzeć na zamknięte drzwi sypialni, przestać błagać ją w myślach, żeby wreszcie do niego wyszła.

Ale kiedy po godzinie wrócił, w ich mieszkaniu nie było ani Kai, ani jej rzeczy.

~*~
Kaja, Fabian i rosnąca obsesja Grin, badum tss.
W linkach na górze playlista do tej historii, jak komuś się nudzi to ja zapraszam. Sporo mówi. Spoilerów też. 
Mam złamane serce po Tokio, przybiłam Fabiemu piątkę, a Zati jest przeuroczy, jak uskutecznia multitasking. Kocham ich.

1 komentarz:

  1. Wiesz, ja mam wrażenie, że Kaja za bardzo analizuje, za bardzo myśli nad wszystkim. Czasami trzeba po prostu odrzucić na bok wszystkie myśli, to, jak bardzo pochrzaniony jesteś i dać się ponieść fali, szczęściu. Trzeba uwierzyć, że jest się wystarczającym, że ktoś może kochać nas za to, jacy jesteśmy. A Fabian właśnie taką ją kocha - taką niedoskonałą, niepewną, ze strachem w oczach. Nawet taką popieprzoną. Więc skoro jemu to nie przeszkadza, więc jej tym bardziej nie powinno. Najczęściej jest tak, że to my sami komplikujemy sobie życie.
    Także tego. Pisz ładnie <3

    OdpowiedzUsuń