- Fabian - syknęła Kaja za jego plecami. Zignorował ją,
tak jak zignorował jej matkę, z rozpaczą wpatrującą się w resztki filiżanek na
drogich panelach. Ścisnął tylko mocniej drobną, drżącą dłoń.
- Kaja, ty... ty chyba nie jesteś... - zaczęła niepewnie matka. Dziewczyna prychnęła.
- Przecież wiesz - ucięła. Nie puściła jego ręki, ale
stanęła obok niego, ramię w ramię, niska, drobniutka, przerażona, a jednak tak
odważna.
- Zadał ci pytanie - zwróciła się do ojca. Spojrzał na
nią, wrogo, ostro, z czymś na kształt pogardy w identycznych jak jej oczach.
- Dzieci mu nie dasz, więc na co go złapałaś? - spytał
cicho, cedząc słowa. - Chyba, że mu nie powiedziałaś. To takie w twoim stylu,
nie mówić nikomu o swoich planach.
- To nie były moje plany - syknęła. - Tylko wasze,
dokładnie twoje. Nigdy nie chciałam być prawniczką, to wy wymarzyliście sobie
dla mnie taką karierę, chcieliście ze mnie zrobić zasraną dziedziczkę, a ja się
nie zgodziłam.
Drżała, czuł to, kiedy stała obok niego, z całej siły
ściskając jego dłoń.
- To jak ty go złowiłaś? - spytał ojciec. - Bo po co,
nawet nie muszę przecież pytać. Małej pani kelnereczce przecież stały dostęp do
dużych pieniędzy pasuje...
- Zamknij się - syknęła. Matka stała, przypatrując się
swojej rodzinie, bierna, z ustami otwartymi w niemym zaskoczeniu.
Czuł jej ból, czuł jej strach, wiedział, że będzie musiał
o nią walczyć, by znowu nie uciekła, przy najbliższej okazji, bo oni znowu ją
zniszczą, bo ojciec znowu ją zniszczy.
- Boisz się, że się dowie, jaka jesteś naprawdę? - Głos
mężczyzny był zimny, nieprzyjemny. Fabian zacisnął wolną dłoń w pięść. Wyczuła
to, musiała wyczuć jego złość. Uśmiechnęła się kpiąco, ale Drzyzga doskonale
wiedział, ile kosztował ją ten uśmiech.
- Nie, boję się, że mój narzeczony zaraz ci przypieprzy -
odparła. Pociągnęła go za rękę, kierując się w stronę drzwi. Bez słowa minęła
matkę, rozdeptując obcasem resztki filiżanki.
Wyszła z domu rodziców, po drodze ściągając płaszcz z
wieszaka. Poszedł za nią, wyrwała mu rękę z uścisku i pobiegła w stronę samochodu.
- Kaja - jęknął. Ukucnęła, opierając się plecami o
karoserię, ukryła twarz w dłoniach. Zanim zdążył do niej dobiec, jej ciałem
zaczęły wstrząsać łkania.
- Zabierz mnie stąd, dobrze? - wyszeptała. Pokiwał głową.
Bez słowa otworzył samochód i wpuścił ją do środka. Usiadła na tylnym
siedzeniu, podciągając kolana pod brodę.
- Kaja, tak strasznie cię przepraszam... - zaczął,
kucając obok samochodu.
- Jedźmy do domu - mruknęła. - Nic nie mów. Jedź.
Czuł jej ból, czuł rany, wyniszczającą gorycz, czuł jej
łzy pod powiekami i zaciśnięte z wściekłości dłonie.
I czuł się winny.
Zasnęła w samochodzie, zmęczona płaczem, negatywnymi
emocjami. Delikatnie wziął ją na ręce i zaniósł do mieszkania, ułożył na łóżku
i zamknął się w kuchni, smętnie wpatrując w kubek ze stygnącą kawą.
Ich dopiero co poukładany świat znowu zatrząsł się w
posadach. Nie, ich świat właściwie runął. Przez niego, doskonale o tym
wiedział. To on nalegał, naciskał, chciał naprawić to, co nienaprawialne,
relację z rodzicami Kai, do której nie miał prawa się wtrącać.
Szkoda, że zrozumiał to dopiero po fakcie. Szkoda, że
przez jego niemalże dziecięcą naiwność Kaja musiała tak cierpieć. Przez
ostatnie miesiące dzień w dzień próbował ją naprawiać, a teraz sam rozsypał ją
na kawałki, jak stłuczone szkło. Bał się, cholernie się o nią bał, był
przerażony, bo doskonale wiedział, że miała powód, by teraz od niego odejść.
Bał się o nią i bał się swojego życia bez Kai, jej uśmiechu, niebieskich oczu i
palonych w ukryciu papierosów.
- Spieprzyłeś to, Drzyzga - mruknął, wpatrując się w
wystudzoną, czarną kawę w wyszczerbionym kubku.
- Fabian...
Nie słyszał, kiedy wstała i przyszła do niego z sypialni.
Podniósł się gwałtownie, przewracając krzesło. Żadne z nich nie zwróciło uwagi
na hałas. Stanął przed nią, wyższy o dobre trzydzieści centymetrów, nieogolony,
z potarganymi włosami. Wpatrywała mu się prosto w oczy, przygryzając wargi. Łzy
rozmazały jej makijaż na policzkach, tworząc czarne smugi z tuszu do rzęs.
- Kaja, tak strasznie cię przepraszam - powiedział cicho.
Pokręciła powoli głową.
- Mówiłam, że tak będzie - odparła.- Ostrzegałam cię.
- Wiem.
Cisza, drżąca pomiędzy nimi, dzwoniąca w uszach. Nie
płakała, twardo patrzyła mu prosto w oczy.
- Kaja... odejdziesz? - spytał szeptem. Nie odpowiadała,
uparcie na niego patrzyła, silna w swojej kruchości.
Serce biło mu zdecydowanie szybciej niż powinno, drżące
dłonie zacisnął w pięści, a ona wciąż milczała, wpatrując mu się prosto w oczy,
niebieskie tęczówki naprzeciw zielonych.
- Może powinnam - powiedziała w końcu. - Może dla nas
obojga to byłoby lepsze, niż bycie razem. Może.
Był strach, był ból, były drżące dłonie, ale w jej oczach
wciąż brakowało łez.
- Kaja... - jęknął. Kochał ją, kochał to imię. Nie chciał
jej stracić.
- Ale tego nie zrobię, Fabian - dodała. Odetchnął
głęboko, czując niewyobrażalną ulgę. - Za bardzo cię kocham. I nie przepraszaj
mnie za to, jaki jest mój ojciec - poprosiła. - Fabian... jeśli z tej wizyty
wynikło cokolwiek pozytywnego, to... wiem, że ci na mnie zależy. Wiem, że dla
mnie... jesteś gotów na wiele.
- Na wszystko - poprawił ją. - Chryste, Kaja, nie masz
pojęcia, jak bardzo cię kocham.
Impulsywnie, nie zastanawiając się nad tym, co robi,
objął ją, podniósł, z całej siły przycisnął do swojego ciała, całując czarne
włosy, czoło, policzki upstrzone piegami i poznaczone rozmazanym tuszem do
rzęs. Zarzuciła mu ręce na szyję, wtuliła twarz w obojczyk.
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham - szeptał.
Przejechała mu dłonią po karku, wyczuł na skórze chłód zaręczynowego
pierścionka.
Była dla niego wszystkim.
Znowu musieli o siebie walczyć, kiedy już się wydawało,
że mieli wszystko, że wszystko było dobrze. Oboje się tego bali, ale oboje tego
chcieli, chcieli być razem, chcieli poukładać to, co znowu zaczęło się psuć,
chcieli naprawić relację, którą zaczął niszczyć jej ojciec. Jedna rozmowa,
jedna wizyta wyzwoliła w Kai wspomnienia i emocje, o których bardzo nie chciała
pamiętać. Kilka słów rozsypało ją na kawałki, ale był przy niej Fabian,
pieczołowicie i cierpliwie składający ją w całość, trzymający jej dłoń przy
śniadaniu, całujący w policzek na dobranoc, Fabian, który powtarzał jej, że ją
kocha, kiedy w nocy budził ją własny płacz, który po prostu był, był przy niej,
a tego właśnie potrzebowała.
Kochała go, nic nie mogło tego zmienić. Zwariowała z miłości
już dawno i wariowała każdego dnia, każdej godziny, szalała ze strachu, kiedy
go nie było przy niej i szalała z
radości, kiedy go widziała. Fabian był treścią jej życia, osią, wokół której
obracał się cały jej świat, był wschodem i zachodem słońca, otarciem łez,
silnym uściskiem dłoni, zarostem drapiącym policzek, był jej miłością,
szczęściem, ostoją w burzy. Wszystkim, czego potrzebowała do życia.
Czy naprawdę uważała, że powinna od niego odejść? Tak.
Myślała o tym codziennie, każdego dnia, odkąd tylko go poznała. Wiedziała, jaka
jest, jaką ma przeszłość, bagaż doświadczeń, z czym wiązało się bycie z nią,
chciała go przed tym ustrzec. Ale on cały czas ją odkrywał, krok po kroku,
odsłaniała przed nim każdy swój dramat i każdą swoją bliznę, a on wszystko
akceptował, powtarzając jej, że ją kocha, nie dając jej odejść. Walczył o nią, kiedy ona chciała się poddać, walczył
tak długo, aż w końcu zrozumiała, że on nigdy nie odpuści, że nigdy nie pozwoli
jej zniknąć ze swojego życia.
Objęła palcami kubek z gorącą kawą przyniesiony jej do
łóżka, uśmiechając się do Drzyzgi z wdzięcznością. Odpowiedział szerokim
uśmiechem, siadając obok niej na skraju materaca.
- Cześć, Kaja - mruknął, całując ją w czubek głowy. -
Wyspałaś się?
Pytał kurtuazyjnie, doskonale znał odpowiedź. Nie, nie
wyspała się. Znowu płakała przez pół nocy, w ciszy, nie chcąc go budzić. Znowu
się obudził i znowu ją uspokajał, znowu powtarzał jej, że ją kocha, że nie
oświadczył się jej z litości, że będzie z nią bez względu na wszystko.
A ona znowu płakała, mocząc łzami jego koszulkę, znowu
drżała w jego ramionach i znowu przepraszała go za to, na co nie miała wpływu.
- Wiesz przecież - odparła cicho, wpatrując się w czarny
płyn w kubku. - Dziękuję, Fabian.
Uśmiechnął się delikatnie. Przycisnął ją do siebie,
obejmując mocno.
- Nie dziękuj mi. Kocham cię - odparł. Wyślizgnęła się z
jego objęć, odstawiła kubek na nocną szafkę.
- Ja ciebie też - mruknęła. Spojrzała mu prosto w oczy. -
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Pochylił się, pocałował w czubek nosa i kącik warg.
- A co ja zrobiłbym bez ciebie, co? - szepnął.
Uśmiechnęła się blado.
- Na pewno miałbyś prostsze życie - odparła. Pokręcił
głową z dezaprobatą.
- Jeśli proste życie to życie bez ciebie, Kaja, to ja
tego nie chcę - powiedział stanowczo. - Nie chcę żyć bez ciebie. I nigdy nie
pozwolę ci odejść - obiecał. Chwycił ją za nadgarstek i podniósł jej dłoń do
swoich ust. - Wiesz dlaczego? Bo to jest na zawsze, ten pierścionek, ta
obietnica. Do końca życia, Kaja. Do końca.
Cały czas wracał do pierścionka, cały czas o nim mówił.
Bo ten pierścionek, krążek ze szlachetnego metalu, to była gwarancja,
obietnica, przyrzeczenie, to było wyznanie, to wypowiedziane i to pozostające
tylko w myślach, to było na zawsze, to było do śmierci, to było ich każde
"kocham cię" i każdy kubek kawy przyniesiony do łóżka, każdy
pocałunek i śmiech o trzeciej nad ranem, każde oczekiwanie i każde powitanie.
Kawałek złota, który znaczył wszystko.
- Na zawsze - zgodziła się. Przysunęła się do niego,
wtuliła twarz między szyję i obojczyk, objęła rękami silne, rozgrzane ciało.
Potrzebowała go, nigdy niczego i nikogo tak nie potrzebowała, jak Fabiana.
Czasami czuła się, jakby to on za nią oddychał, jakby on za nią żył, bo bez
niego przecież nie dałaby rady już normalnie funkcjonować.
Przycisnął ją mocniej do siebie, wdychając zapach
owocowego szamponu i kwiatowego żelu pod prysznic. Cały czas drżała, ale przy
nim się uspokajała. Czuł bicie jej serca, czuł, jak tętno wracało do miarowych,
spokojnych uderzeń.
Nie uciekała, to było chyba dla niego najważniejsze.
Przestała uciekać, przestała próbować go ratować przed samą sobą. Pozwoliła się
kochać, pozwoliła sobie pomóc. Zaplątał palce w jej włosy, zamykając oczy.
Kochał ją, powtarzał to w każdej chwili swojego życia, kochał, kochał, kochał,
jak wariat, do szaleństwa. Powtarzał to na głos i w myślach, kiedy na nią
patrzył i kiedy jej nie widział, bo tak bardzo ją kochał, kochał, kochał.
- Kocham cię, Kaja - szepnął. Poczuł, że się uśmiecha,
wciąż wtulona w jego obojczyk.
- Wiem, Fabian - mruknęła. - Ja ciebie też. Najbardziej
na świecie.
Lubiła Kubiaka, lubiła jego narzeczoną i córeczkę,
dwuletnią Polę, wiedziała, jak bardzo Fabianowi zależało na przyjaźni z
Miśkiem. Wiedziała, jak uwielbiał kontakty z małą, jak kochał bawić się z
dziewczynką.
Uśmiechnęła się blado do Michała znad kubka czarnej,
mocnej kawy. Odpowiedział uśmiechem, zerkając znacząco na bawiących się na
dywanie Fabiana i Polę.
- Uwielbiają się, co? - mruknął. Pokiwała głową.
Cały czas się bała, że zniszczy swój związek z Drzyzgą.
On marzył o byciu ojcem, ona nie mogła być matką. Nie była w stanie spełnić
jego największego marzenia, a to wyniszczało ją od środka, dzień po dniu, kiedy
podczas bezsennych nocy wpatrywała się w spokojną twarz śpiącego Fabiana,
powtarzając szeptem, jak bardzo go kocha.
- On w ogóle uwielbia dzieci - odparła, siląc się na
uśmiech. Kubiak zaśmiał się cicho.
- To może czas pomyśleć o własnych - rzucił wesoło. -
Jesteście zaręczeni, planujecie ślub. Wszyscy czekają na trzecie siatkarskie
pokolenie Drzyzgów.
Kaja przygryzła wargi, uciekając wzrokiem w bok, Fabian
znieruchomiał. Pola, domagając się jego uwagi, rzuciła w niego pluszowym kotem.
Złapał go odruchowo, zaciskając na nim palce.
- Daj - zażądała dziewczynka. Nie zareagował, wpatrywał
się z uwagą i troską w Kaję. Milczała, uparcie patrząc w swoje dłonie splecione
wokół kubka z kawą.
- Coś nie tak? - spytał zdezorientowany Kubiak. Drzyzga
nie zareagował, wstał, zostawiając Polę samą na dywanie, ukucnął przed
brunetką, wyjął jej kubek z dłoni i chwycił ją mocno za nadgarstki.
W tamtym momencie nie liczył się Kubiak, nie liczyła się
Pola, liczyła się tylko Kaja, jej strach, ból, rany i pokruszona na kawałki
dusza. Znowu się o nią bał, nienawidził tego uczucia, a tak często gościło w
jego sercu.
Nienawidził się bać w ogóle, ale strach o Kaję był
najgorszym, co spotkało go w dotychczasowym życiu.
- Wiesz, Michał... - zaczęła niepewnie, cały czas nie
patrząc na Drzyzgę. - Myśleliśmy z Fabianem... tyle dzieci nie ma domu,
rodziców... Możemy im to dać...
Zamrugała gwałtownie, walcząc z napływającymi do oczu
łzami. Drzyzga ścisnął mocniej jej nadgarstki. Kubiak obserwował ich w
milczeniu, odruchowo trzymając pluszaka wyciągniętego w stronę córki.
- Kaja... - szepnął Fabian. Uśmiechnęła się blado,
wreszcie na niego spojrzała.
- Będziesz wspaniałym ojcem - mruknęła. Pochylił się,
pocałował delikatnie zaręczynowy pierścionek na palcu, przypominając jej to, co
powtarzał wielokrotnie. Że to, co mówił, było na zawsze, do końca życia, że ją
kochał i nigdy by jej nie zostawił, bez względu na wszystko.
- Słuchajcie, strasznie was przepraszam, nie powinienem
był się w ogóle odzywać - powiedział Kubiak, wstając i biorąc córkę na ręce. -
Pójdziemy już. Przepraszam.
- Nie przepraszaj - odezwała się Kaja. Uśmiechnęła się do
niego delikatnie. - Przecież nic nie wiedziałeś.
Spojrzała na Fabiana. Wpatrywał się w nią uparcie, wciąż
ściskając jej nadgarstki, ignorując przyjaciela. Liczyła się tylko ona, była
najważniejsza, w każdej chwili, każdej godzinie życia. I dla niej przecież
poświęciłby wszystko, zrobiłby wszystko, byle tylko była szczęśliwa. I jeśli
oznaczałoby to życie bez niej, zdecydowałby się bez wahania, doskonale zdawał
sobie z tego sprawę. Kochał ją bardziej niż kogokolwiek w swoim życiu,
bardziej, niż myślał, że jest w stanie kochać. Gdyby naprawdę miało jej być
lepiej bez niego, odszedłby, wycofałby się, bez słowa sprzeciwu. Ale znał ją,
byli razem prawie rok, wiedział, że sama nie dałaby sobie rady. Wiedział, że go
kochała.
Przecież jej nie zależało aż tak na byciu matką. Może
dlatego, że przez lata miała czas dojrzeć i pogodzić się z decyzją, że przez
banalny wręcz błąd lekarzy nigdy nie będzie mogła zajść w ciążę. On wychował
się w domu pełnym miłości, wesołym, wpatrując się z ufnością w kochających
rodziców i wspaniałego starszego brata, który cierpliwie grał z nim całymi
dniami w dziecięcą siatkówkę, nie podejrzewając nawet, że młodszy braciszek,
mały, trochę irytujący Fabek zostanie kiedyś mistrzem świata. A Kaja? Kaja
dorastała, mając świadomość, że nigdy nie będzie miała dzieci.
Nie zależało jej aż tak na byciu matką, ale podjęła
decyzję, zaakceptowała myśl o adopcji, bo on chciał być ojcem. Uderzyło go, na
jak wielkie poświęcenie była gotowa dla niego. Ułożyła sobie życie, zaplanowała
przyszłość, w której miało nie być miejsca na dzieci, a mimo to była gotowa
przyjąć małą istotkę pod swój dach, ze względu na niego. Ze względu na to, że
przy nim stała się gotowa, by kogoś kochać.
- Kocham cię - mruknął. Zarejestrował trzaśnięcie drzwi
wyjściowych. - Kocham cię, kocham, kocham, Kaja.
Uśmiechnęła się blado.
- Naprawdę tego, chcę, wiesz? - szepnęła. - Spróbować dać
jakiemuś dziecku dom. Miłość. Chcę się podzielić tym, co mam, z kimś, kto nie
ma na to szans.
Puścił jej nadgarstki, usiadł obok niej, przyciągając ją
do siebie. Oparła mu głowę o ramię, przymykając oczy. Czuł ciepło jej ciała,
zapach owocowego szamponu i delikatnych perfum, wydawało mu się, że słyszał
nawet bicie jej serca, które biło tak pięknie, które biło dla niego.
Wtuliła się w niego, oddychając głęboko. Był dla niej
całym światem, napędzał ją do działania, utrzymywał przy życiu. Dał jej
wszystko, czego potrzebowała, i o wiele więcej, dał jej ciepło, bezpieczeństwo,
bezwarunkową miłość i akceptację.
Nie musiała na niego patrzeć, wiedziała, że uśmiechał się
szeroko, głaszcząc ją delikatnie po włosach. Nie musiała go widzieć, by
wiedzieć, że jego oczy błyszczały radością.
Ona też się uśmiechała.
~*~
Im dłużej na to patrzę tym bardziej tej historii nienawidzę.
GRIN!!! Jaka nienawiść, o czym Ty piszesz? Jak możesz nienawidzisz tej opowieści? Powinnaś być z niej dumna, bo jest z czego! Słowo harcerza, to nie żadne słodzenia, to czysta prawda. Ja uwielbiam Fabka i Kaję, Ty też powinnaś, no.
OdpowiedzUsuńPięknie, choć trudno czyta się o ich miłości. Wciąż natrafiają na swojej wspólnej drodze na (często ogromne) przeszkody, ale wciąż są razem. Wspierają się. Kochają się mimo wszystko. I nawet Kajka już nie ucieka. Wiesz, to chyba jeden z najpiękniejszych rodzajów miłości. Taki na zawsze, na dobre i złe, póki śmierć i tak dalej. A snujesz tę opowieść w taki sposób, że ja całkowicie wierzę, że istnieje taka miłość, że to nie jakiś wymysł ff, tylko czysta prawda. I to jest piękne. <3
♡
OdpowiedzUsuń25 year old Research Assistant III Deeanne Pullin, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Sports. Took a trip to Works of Antoni Gaudí and drives a Legacy. sprawdz to,
OdpowiedzUsuń