czwartek, 12 listopada 2015

[V] offer me that deathless death

Spał. Kilkudniowy zarost pokrywał jego spokojną twarz, kołdra niedbale przerzucona przez ciało nie dawała zbyt wiele ciepła. W zamyśleniu przejechała delikatnie palcami po nagim, umięśnionym torsie Drzyzgi, uśmiechając się do własnych myśli.
Nadal budziła się w nocy, ale nie przez płacz. Budziła się, patrzyła na Fabiana, myśląc o tym, jak bardzo była dzięki niemu szczęśliwa. Lubiła to, bezsenna noc nie kojarzyła jej się już z bólem, strachem i łzami. Kojarzyła jej się z jego spokojnym oddechem, chłodem powietrza płynącym z uchylonego okna, słuchaniem bicia jego serca, ciepłotą jego nagiego ciała, bezsenna noc kojarzyła jej się ze szczęściem, spokojem, z miłością.
Ich życie było ciągłą sinusoidą, huśtawką sprzecznych emocji. Szczęście, ból, dobrze, źle, nic nie było stałe, wszystko ciągle się zmieniało, raz było cudownie, innym razem oboje płakali. Teraz, w tamtym momencie, było dobrze, byli razem szczęśliwi, ale Kaja w jakiś sposób bała się tego szczęścia, bo po nim, po tych radosnych dniach najczęściej następował dramat. Bała się nieznanego, tego, co przyniesie im los, jakie cierpienie zgotuje im tym razem, a strach przed nieznanym to najgorszy strach, bo niezdefiniowany, taki, przed którym nie można się w żaden sposób bronić.
Najbardziej bała się, że znowu skrzywdzi Fabiana, że przez nią będzie cierpiał. Tyle razy widziała ból w jego oczach, za każdym razem przysięgała sobie, że to ostatni raz. Ale to nigdy nie był ten ostatni raz, bo przecież cały czas uciekała, a kiedy przestała uciekać, musiał ratować ją przed światem, przed samą sobą. Cierpiał, kiedy ona cierpiała, cierpiał, kiedy uciekała, cierpiał przez nią, bo tak bardzo ją kochał.
Uśmiechnęła się blado, patrząc na jego spokojną, rozluźnioną twarz. Delikatnie przejechała palcem po bliźnie biegnącej przez jego policzek. Kochała go, najbardziej na świecie, bardziej, niż przypuszczała, że była w stanie kochać. Kochała go, bo on jej pokazał, że kochać potrafi, że miłość to nie tylko strach i ból, że kochać to pokonywać razem wszelkie trudności, to wspólnie leczyć zadane sobie nawzajem rany, że kochać to powracać po każdej ucieczce i zatrzymać się z dłonią na klamce, wrócić, przeprosić, przytulić, kochać to być razem, pomimo wszystko.
Zmarszczył brwi, poruszył się nieznacznie. Cofnęła rękę, nie chcąc go budzić, ale to już nic nie dało. Otworzył oczy i spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Kaja... która godzina? - spytał zaspanym głosem.
- Śpij, Fabian - odparła. - Wczesna.
Pokręcił głową, usiadł na łóżku, wpatrując się w nią z uwagą.
- Nie płaczesz - zauważył. Uśmiechnęła się delikatnie.
 - Nie płaczę - zgodziła się. - Śpij.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał. Wzruszyła lekko ramionami.
- Nie wiem - mruknęła. - Patrzę na ciebie. I myślę.
Zmarszczył brwi, wyciągnął ręce i delikatnie oplótł palce wokół jej nadgarstków.
- O czym myślisz?
Uśmiechnęła się delikatnie. O czym myślała? O tysiącu rzeczy, pozornie niezwiązanych ze sobą, ale sprowadzających się do wspólnego mianownika. Wszystko, o czym myślała, wiązało się z Fabianem, jego miłością, ich związkiem.
- Generalnie to o tym, że chyba mnie kochasz - odparła po chwili. Pochylił się, pocałował ją w czubek piegowatego nosa.
- Za to "chyba" powinnaś dostać w tyłek - zaśmiał się. - Kocham cię jak wariat, Kaja, i zrobiłbym dla ciebie wszystko - mruknął. Usiadła bliżej niego, oparła czoło o jego obojczyk. Objął ją, przyciskając mocniej do siebie.
- Ja ciebie też kocham, Fabian - szepnęła. Kochała zapach jego wody po goleniu, silne ręce, umięśnione ciało, zarost drapiący ją w policzek, kochała każdy jego uśmiech i bliznę biegnącą przez twarz, kochała jego głos, jego śmiech, jego spokojny oddech, kiedy spał, kochała go całego, doskonale nieidealnego, a dla niej perfekcyjnego, ze wszystkimi drobnymi wadami i słabościami, kochała go nieodwracalnie, z całego serca, jak wariatka, na zawsze i na zabój.
- Kocham cię - powtórzyła. Odsunęła się od niego, spojrzała mu prosto w oczy, uśmiechając się przekornie.
Tym uśmiechem zdobyła jego serce, w kawiarni na warszawskim Starym Mieście, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Pochylił się, pocałował ją, najpierw delikatnie, przylgnęła do niego całym ciałem, wplatając mu palce we włosy.
Kochała go jak wariatka. A on kochał ją.

Spojrzała w lustro, przypatrując się krytycznie swojemu odbiciu. Odruchowo odgarnęła włosy z twarzy, marszcząc brwi.
- Wyłaź z tej przymierzalni! - wrzasnął Kubiak. Usłyszała śmiech jego narzeczonej, Moniki i radosne okrzyki ich córki, Poli. Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
Lubiła ich, naprawdę świetnie czuła się w towarzystwie siatkarza i jego rodziny. Zdecydowanie lepiej, niż przy własnych rodzicach. Razem z Fabianem dali jej namiastkę tego, czego nigdy wcześniej nie miała, namiastkę rodziny. Tak naprawdę nie wiedziała, jak bardzo potrzebowała bycia kochaną, póki nie poznała Drzyzgi, jego przyjaciół, póki nie zrozumiała, jak cudownie mieć rodzinę, kogoś, kto będzie przy tobie w każdej chwili, dobrej i złej. Kogoś, kto będzie ściskał twoje nadgarstki, ratując cię przed samą sobą, kogoś, kto uklęknie przed tobą z bukietem kwiatów i pierścionkiem, mówiąc, że kocha cię bardziej niż kogokolwiek na świecie.
- Kaja, żyjesz tam? - zawołała Monika. Uśmiechnęła się niepewnie do swojego odbicia.
- Żyję - odkrzyknęła. - Już wychodzę. Gotowi?
Powoli odsunęła zasłonę i wyszła z przymierzalni, stawiając ostrożnie kroki. Nie była przyzwyczajona do noszenia butów na wysokich obcasach, zawsze lepiej czuła się w trampkach, a Fabian i tak był od niej znacznie wyższy. Przygryzła wargi, skupiając się na utrzymaniu równowagi.
Pola na jej widok zaśmiała się głośno, a Monika zagwizdała z zachwytem. Kubiak wpatrywał się w nią w milczeniu, odruchowo poprawiając okulary. Zatrzymała się przed kanapą, na której siedzieli, obserwując niepewnie Michała.
- I jak? - spytała. Kubiak wstał, stanął obok niej, uśmiechając się.
- Pięknie wyglądasz - powiedział. Podniosła głowę, śmiejąc się, patrząc mu prosto w oczy.
- Mówisz tak, bo masz dość zakupów? - zapytała przekornie. Pokręcił głową.
- Mówię tak, bo znam Fabiana i wiem, że będzie zachwycony, jak cię zobaczy w tej sukni - odparł. Uśmiechnęła się szeroko, spojrzała na swój strój, prostą, białą suknię z koronki, sięgającą ziemi mimo niebotycznych szpilek na jej nogach.
- Tak myślisz?
Pokiwał głową, pochylając się i biorąc córkę na ręce.
- Prawda, że ciocia wygląda ślicznie? - zwrócił się do dziewczynki. Pola roześmiała się w odpowiedzi, wyciągając dłonie w stronę Kai. - Nie, kotek, na razie nie możesz pobawić się z ciocią, bo ciocia szuka sobie sukienki - wyjaśnił łagodnie. Kaja poprawiła odruchowo włosy, odgarniając na plecy czarne kosmyki kontrastujące z bielą sukni ślubnej.
- Naprawdę myślicie, że Fabianowi się spodoba? - spytała niepewnie. Monika uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Fabian byłby zachwycony, nawet gdybyś przyszła w dresach i trampkach - zaśmiała się. - To ty musisz być zadowolona.
Kaja spojrzała w lustro, przyglądając się krytycznie swojemu odbiciu. Czy wyobrażała sobie siebie w tej sukni, idącą do ołtarza, obok Fabiana, miłości jej życia?
Monika miała trochę racji, jej też wystarczyłyby dresowe spodnie, o ile obok niej szedłby Drzyzga. Ślub miał być szczęśliwym zwieńczeniem burzliwej historii ich związku, przypieczętowaniem wszystkich wyszeptanych obietnic i deklaracji, przyrzeczeniem, że zawsze będą razem, że żadne nie będzie uciekać. Ślub, wypowiedziana przysięga, biała suknia i bukiet kwiatów w zaciśniętej ręce. Kiedyś nawet nie śmiała o tym marzyć. Teraz miała to dostać, przeżyć, odczuć na własnej skórze, tuż obok Fabiana, miłości jej życia.
W zasadzie to dlaczego go kochała aż tak mocno? Na początku zafascynował ją, uparty, z łobuzerskim uśmiechem, lekkim zagubieniem pomieszanym z wdzięcznością, kiedy oddała mu zapomniany portfel. A potem poznawała go lepiej i zakochiwała się, z każdym jego słowem, uśmiechem, gestem i dotknięciem. Wiedziała, że nie mogła mu przynieść nic dobrego, uciekała, starała się od niego izolować, ale nie potrafiła już bez niego żyć. Uwielbiała patrzeć, jak śpi, jak się budzi, jak zasypia, uwielbiała obserwować go, kiedy robił jej poranną kawę, kochała go na boisku i poza boiskiem, kiedy przez całą noc swoim dotykiem nie dawał jej zasnąć i kiedy zasypiał w połowie zdania, wykończony po treningu. Kochała go za wszystkie wady i zalety, kochała go, tak po prostu, bezwarunkowo, bezapelacyjnie i nieodwołalnie.
Okręciła się przed lustrem, biała suknia zawirowała wokół nóg. Nie ważne, w czym, nie ważne gdzie i nie ważne jak. Byle mu przysiąc, byle być z nim już na zawsze.
- Byle być z Fabianem na zawsze - szepnęła do swojego odbicia, uśmiechając się lekko do własnych, proroczych słów.

Obudziła się nagle, usiadła na łóżku, rozglądając się nieprzytomnie po spowitej ciemnością sypialni. Nie pamiętała nawet już swojego snu, jakiś irracjonalny koszmar, jakie miewa każdy. Odruchowo wyciągnęła rękę, by dotknąć śpiącego Fabiana. Natrafiła na pustkę, zimną poduszkę i ułożoną równo kołdrę.
Zadrżała, patrząc w tamtą stronę, próbując dostrzec coś w ciemności. Była sama, w łóżku, w sypialni. Wstała, narzuciła na siebie leżącą na podłodze sportową koszulkę Drzyzgi. Drzwi skrzypnęły cicho, kiedy wychodziła z pomieszczenia. Dostrzegła wątłe światło w kuchni.
- Fabian? - rzuciła niepewnie, stając w progu. Podniósł głowę znad kubka z herbatą.
- Kaja, czemu nie śpisz? - spytał z troską. Wstał, podszedł do niej, obejmując ją, przyciskając do siebie z całej siły, jakby nigdy nie chciał jej wypuścić.
- Nie było cię - mruknęła. - Coś się stało?
Nie odpowiedział, niechętnie rozluźnił uścisk, pozwalając jej odsunąć się na krok. Spojrzała mu prosto w oczy, tak zabawnie przy nim niska, drobna, krucha, a przy tym tak silna.
Kochał ją jak wariat, kochał wszystko, co jej dotyczyło, każdą komórkę ciała, każdą zaletę i wadę, każde słowo, gest, dotyk.
- Kocham cię - szepnął. Uśmiechnęła się blado.
- I dlatego siedzisz nad zimną herbatą w środku nocy? - spytała. Powoli pokręcił głową.
- Nie uciekniesz mi, prawda? Nie możesz uciec - powiedział cicho. - Nie możesz mi tego zrobić.
Nagle wydał jej się niesamowicie zagubiony, delikatny, pomimo prawie dwóch metrów wzrostu. Bał się, naprawdę się bał, że ucieknie, że go zostawi. Wróciła w jego objęcia, oparła czoło o jego obojczyk, oddychając głęboko, słuchając przyspieszonego bicia jego serca.
- Nie ucieknę - obiecała. - Nigdy cię nie zostawię, Fabian. Nigdy.
Przycisnął ją do siebie, całując włosy, gładząc delikatnie po plecach. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, kiedy czuł ciepło jej ciała, słyszał bicie serca, spokojny oddech, kiedy była bezpieczna, kiedy należała tylko do niego i nic nie mogło tego zmienić.
- Kocham cię - szepnęła. - Najbardziej na świecie.
Uśmiechnął się gdzieś ponad jej głową.
- Ja ciebie też, Kaja - odparł.
Przecież zrobiłby dla niej wszystko, a ona przecież  nie potrzebowała wszystkiego. Potrzebowała tylko jego, tego uścisku, dotyku, splecionych palców i pocałunku skradzionego w biegu, potrzebowała normalności, spokoju i ciepła, potrzebowała wiary, że tak będzie zawsze. A on starał się dać jej wszystko, czego potrzebowała.
- Herbata ci wystygła - mruknęła gdzieś w okolicach jego obojczyka. Roześmiał się.
- Co tam herbata, kiedy mam ciebie - odparł, całując czarne włosy.

- Kaja, musimy chyba pogadać  - zaczął niepewnie, zerkając na nią. Ścisnęła mocniej palcami kierownicę, nie odrywając wzroku od drogi przed sobą.
- To nigdy nie zwiastuje niczego dobrego - mruknęła. - Chcesz rozmawiać teraz, bo prowadzę i nie mam ci jak uciec? - spytała sarkastycznie. Uśmiechnął się pod nosem.
Rzadko pozwalał jej na wsiadanie za kierownicę, zwyczajnie się o nią bał, czuł się pewniej, kiedy miał wszystko pod kontrolą, we własnych rękach. Najchętniej nigdy nie wypuszczałby jej ze swoich objęć, bojąc się, że coś jej się stanie, że ktoś ją zrani, że znowu zrani samą siebie, przy okazji raniąc jego, że ucieknie, że kiedyś do niego nie wróci.
Nerwowo zabębniła palcami w kierownicę.
- Mów wreszcie - rzuciła. - Albo zacznę ci palić w samochodzie - zagroziła. Roześmiał się. Nienawidził jej palenia, oboje doskonale o tym wiedzieli, ale rzucona mimochodem groźba wlała w jego serce nadzieję. Nie ucieknie, nie tym razem. Może zostanie.
- Musisz zaprosić rodziców na ślub - powiedział szybko. Zapadła między nimi cisza. Puściła jedną ręką kierownicę, wyłączyła radio, uciszając spikera opowiadającego mało śmieszne dowcipy.
- Chcesz powtórki z rozrywki? - spytała cicho. - Widziałeś ich. Widziałeś ojca. Fabian... nie mam ochoty znowu tego przeżywać.
Zamilkła, ściskając mocno kierownicę, pozornie skupiona na drodze, ale przecież doskonale widział, co działo się w jej głowie. Jak odżywają zakopane głęboko, niechciane wspomnienia, wspomnienie pogardy w oczach ojca, nienawiść, złość, upadająca taca z filiżankami i ta jej pozorna siła, która zniknęła w momencie, kiedy wyszła z mieszkania jej rodziców i już nie mogli jej zobaczyć.
Wtedy popełnił błąd i być może popełniał go po raz kolejny, ale nie wyobrażał sobie, by na ich ślubie mogło zabraknąć rodziców Kai. Nie wyobrażał sobie, by mogli ich na ten ślub w ogóle nie zaprosić.
- Przecież matka próbowała się z tobą kontaktować.
Oderwała wzrok od drogi, przez moment patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie odbierała tych telefonów i starała się ukryć te próby przed Fabianem, jak widać, bezskutecznie. Rozmawiała z nią, raz, prosiła, by tamta przestała wreszcie dzwonić. Matka powtarzała, że za nią tęsknią, oboje, ona i ojciec. Nie wierzyła.
- Fabian, to nie jest kwestia, o której mam ochotę dyskutować - mruknęła. - Nie chcę do tego wracać. Do nich.
- Twoja matka jakimś cudem zdobyła mój numer i rozmawiała też ze mną - powiedział. - Tęskni za tobą. Chciała cię przeprosić.
Nie odzywała się, skupiła się na kierowaniu samochodem. Nie chciała wracać do tego tematu, nie chciała utrzymywać kontaktu z rodzicami, ale wiedziała, że Fabian nie odpuści. Za dobrze go znała, wiedziała, jak bardzo potrafił być uparty i jak bardzo chciał naprawić to, czego naprawić się przecież nie dało. Jak bardzo chciał uleczyć ją, Kaję.
- To ojciec powinien mnie przepraszać - syknęła. - Ciebie zresztą też.
- To może daj mu na to szansę? - spytał cicho. Znowu milczała.
- Ty dałeś szansę mi - szepnęła. - Nie wiem, Fabian. Nie wiem, czy jestem gotowa. Ale ty tego chcesz, prawda?
- Chcę, żebyś była szczęśliwa - odparł. - A trochę cię znam i wiem, że to zawsze będzie siedzieć gdzieś w tobie, jeśli nie wyprostujesz tych relacji.
Uśmiechnęła się blado. Czasami wydawało jej się, że znał ją lepiej niż ona sama znała siebie.
- Skup się na tym treningu, na który właśnie cię wiozę - mruknęła. - A ja... pomyślę o tym, dobrze? A wieczorem zadzwonię do matki. Obiecuję.
Położył jej dłoń na kolanie i ścisnął lekko, uśmiechając się szeroko. Byłby ślepy, gdyby nie dostrzegał, jak bardzo się dla niego starała, jak bardzo zależało jej na tym, żeby im wyszło, żeby wszystko się poukładało i zostało tak na zawsze.
Uśmiechała się, tak pięknie się uśmiechała, prowadząc samochód, delikatna, szczęśliwa, jego, już przecież na zawsze. Do końca życia.
I wiedział, że nie będzie łatwo, bo nic, co związane z nimi, z Kają i Fabianem, nie mogło być proste. Mogło być pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji, pełne ucieczek i powrotów, pełne bólu, dramatu ale i śmiechu, kiedy o trzeciej nad ranem próbował uczyć ją francuskiego, pełne radości, kiedy wracał po treningu, a ona czekała na niego z obiadem i gorącą herbatą, pełne szczęścia, kiedy całował każdy skrawek jej ciała, z uwielbieniem, namaszczeniem, niczym bóstwo, pełne miłości, kiedy tulił ją w ramionach, bo znowu obudziła się z płaczem, a ona powtarzała mu, że go kocha. Mogło być dziwne, skomplikowane i poplątane, mogło być niezwyczajne. I krótkie, zbyt krótkie, by w pełni zdążyć się tym nacieszyć.

Nagły błysk świateł, jej krzyk, szarpnięcie. I przerażająca cisza.

~*~
Sielanka, sielanka i po sielance.
Epilog za jakieś dwa tygodnie pewnie.

3 komentarze:

  1. Chciałam dodać "♡" jednak kiedy przeczytałam, że Kaja jednak prowadzi czułam, że stanie się coś złego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewww, ja tu Ci chciałam wystawiać pomniki, wychwalać pod niebiosa Twój kunszt, opowiedzieć o tym, jak bardzo zachwycam się każdym zdaniem, a Ty mi takie świństwo? Że niby wypadek? Że jakiś krzyk, szarpnięcie i cisza? No nie, to dobrze nie zwiastuje. A jak połączę to z Twoim straszeniem epilogiem to... eh, Grinka, będzie dobrze, prawda? Nie ma innej opcji, Kaja już wystarczająco się w życiu nacierpiała, a Fabek przecież pomógł Kaji - hej, wierzmy w karmę!
    No to mnie powaliłaś na łopatki. Ustabilizował mi się humor, a teraz znowu będę sobie smutkować przez całe wieczór i zamartwiać się o tym powalonych ludzi. I jeszcze każesz czekać dwa tygodnie na jakikolwiek wyrok? GRIIIIIN!!!
    Jestem za bardzo wstrząśnięta, by głębiej wszystko zanalizować. Ale powiem Ci, że gdy to czytam, to mam bardzo fajne odczucie. Mianowicie, w bardzo plastyczny (powiedzmy, że to dobre słowo) jakby ćwiartujesz to opowiadanie. Czytam i widzę wszystko tak, jakbym oglądała bardzo poruszający film. Wielka okejka dla Ciebie za to, bo to super doświadczenie.
    A teraz idę Ci grozić na fejsie. Buźka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam tu na moment, zobaczyć kto mi dał tak cudny komentarz i zachwyciłam się, jak tylko zobaczyłam Fabiana. Aż żałuję, że trafiłam tu na sam koniec tej historii, ale nadrobię ją jak najszybciej, gdy tylko wszystko pozaliczam na studiach ;D Wtedy dam Ci tu jakiś obszerny komentarz, a tymczasem jeszcze raz dziękuję za tak miłe słowa i tak obszerny komentarz ^^

    OdpowiedzUsuń